• alicjakalinowska1@wp.pl
  • Poland

Przyjaciel to cudne słowo. To obietnica kogoś, kto nas wspiera w każdej sytuacji i komu możemy w pełni zaufać. Cieszy się z naszych sukcesów i podnosi na duchu, gdy spotyka nas niepowodzenie. Chyba nikt piękniej tego nie ujął niż Antoine de Saint Exupery w „Małym Księciu”:

„Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać.”

Któż z nas nie chciałby mieć takiej osoby u boku?

Kiedy w dzieciństwie przeczytałam książkę pt. „Ania z Zielonego Wzgórza”, zapragnęłam mieć „przyjaciółkę od serca”, jak to określiła główna bohaterka Ania, dla której taką osobą stała się Diana. Z wypiekami na twarzy czytałam historię ich przyjaźni oraz o ich wspólnych przygodach. Wyobrażałam sobie własne przygody przeżyte z wymarzoną przyjaciółką od serca. Chciałam mieć z nią wspólne sekrety, mówić sobie wszystko w zaufaniu, rozumieć się bez słów. W ten oto sposób zrodziło się w mojej głowie wyobrażenie „idealnej przyjaciółki”. Zaczęłam więc poszukiwania. Szukałam i szukałam…  I owszem, miałam w klasie kilka bliskich koleżanek, nawet takich, które nazywałam przyjaciółkami, ale ciągle mi czegoś brakowało. Żadna nie była „od serca”. Szukałam dalej. Jeździłam na obozy, kolonie, gdzie poznawałam nowe koleżanki. Z wieloma naprawdę się polubiłam, a jednak żadna z nich nie została moją przyjaciółką od serca. Dlaczego?

Wtedy jeszcze tego nie wiedziałam. Dzisiaj już wiem. Powodów było kilka. Jednym z nich był mój sen o idealnej przyjaciółce, która zawsze mnie rozumie i dokładnie wie, co zrobić i powiedzieć. Drugim było to, że zablokowałam swoje serce. Otoczyłam je murem, by nikt przez nie mógł się przebić. By nikt nie zobaczył, co znajduje się w jego wnętrzu. By nikt się nie zorientował, jakie jest kruche i delikatne. Jak łatwo je zranić. Podświadomie chroniłam swoją wrażliwość, która wydawała mi się wtedy nienormalna, i przez którą czułam się inna. A ja nie chciałam być inna. Chciałam być taka, jak wszyscy. Tak wtedy myślałam. Cóż, dzisiaj jako dorosła osoba rozumiem, że nikt nie jest taki jak wszyscy, ponieważ każdy jest SOBĄ. Każdy jest niepowtarzalny, jedyny i wyjątkowy. I to jest piękne. Szkopuł w tym, by dać sobie na to przyzwolenie. By zaakceptować siebie takim, jakim się jest, nie tylko z zaletami, ale również ze słabościami. By pokochać siebie całym sercem i nie wymagać od siebie bycia idealnym. Ideałów nie ma, a najpiękniejsze jest bycie sobą. Zawsze i wszędzie. Bez zakładania masek. Kiedy to zrozumiałam, przestałam poszukiwać najlepszej przyjaciółki, tej od serca. Okazało się bowiem, że to, czego szukałam na zewnątrz, było wewnątrz mnie. Od zawsze. Że tak naprawdę to JA jestem swoją najlepszą przyjaciółką. Właśnie tą od serca. Bo któż inny zna mnie tak dobrze, i wie, czego mi potrzeba. Wystarczyło tylko (ach, jak to łatwo napisać) zajrzeć w głąb siebie. No właśnie, zaglądanie do własnego serca i poznawanie go wcale nie było proste, ponieważ najpierw musiałam zburzyć postawiony wokół niego mur, a potem dokładnie mu się przyjrzeć. Robiłam to tak często, aż stałam się swoją przyjaciółką od serca. Nauczyłam się akceptować i kochać siebie, niezależnie od liczby moich wad. Przestałam torpedować własne pomysły, a zaczęłam je wspierać, mimo że czasami towarzyszyły mi niepewność i lęk. Wtedy mówiłam sobie: „Alicja, spróbujmy, sprawdźmy, czy to dla nas!”. I nawet jeśli okazało się, że to jednak nie był strzał w dziesiątkę, a pomysł okazał się porażką, nauczyłam się przestać siebie ganić.

Oczywiście, nie zawsze jest między nami kolorowo. Wszak przyjaźń (również ze sobą samym) ma różne odcienie. Często jest pięknie, ale niekiedy ciężko. Czasem trudno mi siebie wspierać i za sobą nadążyć, bo jak każdy, mam trudne momenty. Bywają dni, że upadam, dotkliwie raniąc swe skrzydła. Wtedy kulę się, czując złość i żal. Po chwili jednak przypominam sobie, kim dla siebie jestem. Uzdrawiam moje zranione skrzydła, rozkładam je jeszcze szerzej i lecę wysoko, wołając: „Alicjo, moja przyjaciółko od serca, tym razem nam się uda!”.

Czy to oznacza, że już nie szukam przyjaciół na zewnątrz? Dokładnie tak. Nie szukam. Bo odkąd przestałam szukać idealnej przyjaciółki, prawdziwi przyjaciele pojawiają się sami. Jestem im za to bardzo wdzięczna. Przyjaciele są dla mnie niczym światło w ciemności, potrafią rozproszyć największy mrok, dodając barw mojemu życiu. Wspierają mnie, kiedy zaczynam wątpić, bo ja również miewam dni, kiedy potrzebuję  pomocy przy „reparowaniu” skrzydeł.

A jak jest u Ciebie? Kto jest Twoim najlepszym przyjacielem? Z kim „naprawiasz” swoje skrzydła i lecisz do gwiazd?