Emocje to forma energii, a każda wibruje z własną, charakterystyczną dla siebie częstotliwością. Jedne mają wysokie wibracje, np. radość, życzliwość, wdzięczność – są dla nas przyjemne. Kochamy je odczuwać. Pragniemy, by towarzyszyły nam każdego dnia. Inne wibrują nisko, np. złość, zazdrość, strach. Te są dla nas nieprzyjemne, więc ich nie chcemy.
W życiu doświadczamy wielu emocji. Zarówno te cudowne, jak i te okropne pełnią w nim ważne funkcje. Pomagają nam się ze sobą skontaktować. Czy tego chcemy, czy nie, towarzyszą nam każdego dnia. Nierzadko tworzą mieszankę wybuchową, a my ludzie musimy sobie z nimi radzić. I chyba właśnie na tym polega cały szkopuł, aby nauczyć się przeżywać emocje. By ich w sobie nie blokować, lecz dać sobie przyzwolenie na ich odczuwanie. Na skontaktowanie się ze sobą. Bez poczucia winy i wstydu.
Dr Bradley Nelson w swojej książce pt. „Kod emocji” opisuje szczegółowo mechanizm pojawiania się i przeżywania emocji. Mówi też o tym, co się dzieje z naszymi ciałami, kiedy je w sobie blokujemy. Sprawa wygląda niezwykle interesująco i ma ogromne znaczenie w naszym codziennym życiu, znacznie większe, niż można by sądzić. Pozwólcie więc, że krótko wyjaśnię, na czym polega mechanizm przetwarzania emocji.Ich doświadczanie przebiega trójetapowo. W pierwszym momencie, pod wpływem danej sytuacji ciało wytwarza wibrację konkretnej emocji. W drugim zaczynamy odczuwać w ciele zarówno emocje, jak i towarzyszące im myśli. Potem dochodzi to tzw. etapu przetwarzania, kiedy jesteśmy gotowi puścić emocje. Jeśli przebiega to prawidłowo, emocja odchodzi i wszystko jest w porządku. Jeśli jednak drugi lub trzeci etap zostanie zakłócony, emocje mogą zostać uwięzione w ciele i stać się źródłem wielu problemów, a te nie pozwalają cieszyć się życiem i w pełni wykorzystać swojego potencjału. Takie sytuacje mają miejsce zwłaszcza wtedy, jeśli emocje były bardzo silne i towarzyszyły traumatycznej sytuacji. Wtedy takie zablokowane emocje mogą zagnieździć się w ciele na długie lata i być odczuwane jako niezidentyfikowany ciężar, kiedy wydaje nam się, że niesiemy coś na barkach i sami nie wiemy, co to jest. Ukryte emocje mogą też wywoływać objawy somatyczne w postaci bólu nieznanego pochodzenia, rozregulować pracę narządów, a nawet prowadzić do choroby. Według Tradycyjnej Medycyny Chińskiej określona emocja może „zagnieździć się” w konkretnym narządzie i zaburzyć jego pracę. Przykładowo złość może ukryć się w wątrobie, żal w płucach, strach w nerkach, porzucenie w sercu. Co ważne – nie ma znaczenia, czy świadomie pamiętamy przykre lub traumatyczne zdarzenie czy nie, nasza podświadomość i nasze ciało pamięta wszystko. Dlatego tak istotna jest zdolność do przeżywania i bezpiecznego wyrażania emocji.
Mamy z tym problem jako społeczeństwo. A dlaczego? Ponieważ większość z nas nauczyła się, że – no właśnie – jedne emocje są dobre, i te możemy okazywać, a inne są złe – tych nie okazujemy. Te skrywamy głęboko w sobie i udajemy, że ich nie ma, ponieważ są kłopotliwe, a okazywać ich – no cóż – po prostu nie wypada. Nic dziwnego, że tak myślimy skoro jako dzieci słyszeliśmy:
„Przestań płakać! Zachowujesz się jak baba! Chłopaki nie płaczą!”
„Mała złośnica!”
„Ale sobie wymyśliłeś powód do zmartwienia…”
„Czego się boisz? Przecież tam nic nie ma. To tylko twoja wyobraźnia.”
To bardzo niesprawiedliwe słowa, bo oznaczają, że dziecko nie ma prawa trząść się ze strachu, płakać, gdy jest smutne, tupać, kiedy coś je zezłości. A przecież ono bało się tej postaci na firance, która w ciemności łypała na nie swoimi przerażającymi ślepiami. Płakało zasmucone, ponieważ najlepsza koleżanka z przedszkola oświadczyła, że więcej nie będzie się z nim bawić. Tupało ze złości i z żalu, bo zepsuła się jego ulubiona zabawka. Dziecko czuło i okazywało emocje tak jak potrafiło, ale dorosłym to się nie podobało. Co zatem zrobiło dziecko, które bardzo chciało podobać się mamie, tacie, nauczycielom? Wyparło emocje. Zepchnęło do podświadomości. Tam, gdzie nikt nie mógł ich zobaczyć, nawet ono samo. Ale takie wyparte emocje – jak wcześniej pisałam – nie znikają. Zagnieżdżają się w sercu, niczym kleista maź, wyrządzając nam wiele szkody. Nierzadko wpływają na pracę naszych narządów, które zaczynają chorować, co czasem objawia się w postaci wrzodów na dwunastnicy, zawału serca itp. Dlatego w trakcie leczenia tak ważne jest, by zająć nie tylko chorym ciałem, ale również emocjami. By uwolnić z ciała stare, „zasiedziałe” emocje oraz programy, które nam nie służą. Przyjrzeć się swojemu wnętrzu i je porządnie posprzątać. Usunąć stare przekonania, twierdzenia, które latami nam towarzyszyły. Jeśli bliżej im się przyjrzymy, może okazać się, że one wcale do nas nie należą. Że się z nimi nie zgadzamy. Bo czy chłopaki naprawdę nie płaczą? Śmiem twierdzić inaczej. Widziałam twardzieli, którzy płakali, odsłaniając swoje współczujące serca. Czy dziecko „wymyśla” sobie problemy? Nie sądzę. Dla niego popsuta zabawka to koniec świata… Uważam, że już najwyższy czas, aby przestać powtarzać te frazesy, które sieją w naszym życiu zamęt i nauczyć dzieci, że emocje są w porządku. Wszystkie, bez wyjątku. Że są częścią naszej ludzkiej natury i mamy prawo je odczuwać. I by w końcu nauczyć dzieci wyrażać emocje w bezpieczny sposób. Po to, by kolejne pokolenia nie musiały lądować na kozetce u psychoterapeuty i latami odkopywać zepchnięte do podświadomości traumatyczne lub nieprzyjemne zdarzenia.
Przyglądanie się własnemu wnętrzu poprzez obserwacje emocji i przekonań może być fascynującą podróżą. A kiedy okazuje się, że jakieś przekonania (mamy ich zaskakująco wiele) nie należą do nas, a co więcej – nie służą nam, warto zrobić z nimi porządek. Jak? Najprościej wypisać je na kartce, a potem rozstać się z nimi bez żalu. Na koniec stworzyć nowe przekonania, tym razem własne – takie, które będą nam służyć. A co zrobić, gdy podejrzewamy, że w naszym ciele ukryły się „stare”, niepotrzebne już emocje? Można na tym popracować samemu np. poprzez medytację z intencją ich uwolnienia. Można też skorzystać z pomocy osób trzecich, które poprowadzą nas przez ten proces. Metod jest naprawdę wiele, np. zabieg energetyczny Reiki z intencją, wizualizacje prowadzone, świadome, pogłębione oddychanie, dotyk głowy Access Bars. Trzeba jednak pamiętać, że taki proces trwa jeszcze długo po zakończonej sesji i wymaga od nas ogromnej pracy własnej. Nikt niczego za nas nie załatwi, ale pomoże nam zrobić pierwszy, milowy krok, a reszta działań należy do nas, bo to my jesteśmy za siebie odpowiedzialni. Ostatecznie, to my sami decydujemy, co będziemy na swój temat myśleć i czuć oraz jak będzie wyglądało nasze życie.
Warto podjąć wysiłek, bo mogą zdarzyć się cuda.